Jeden z naszych dialogowych kapłanów – o . Piotr Bęza CMF – stwierdził kiedyś, że prawdziwą epidemią, z jaką mierzy się dzisiejszy świat, jest epidemia samotności. Warto jednak zauważyć, że tę epidemię w dużej mierze fundujemy sobie na własne życzenie.
Sam nigdy nie jesteś samotny
Owszem. Bywa tak – także w małżeństwie – że człowiek czuje się sam. Zdarza się nawet, że może doświadczać samotności podobnej do tej, która było udziałem Pana Jezusa w Ogrójcu (oczywiście przy zachowaniu skali tego porównania!). Są przecież takie momenty w naszym życiu, że po ludzku czujemy się opuszczeni – nasi Bliscy “śpią” i nie widzą naszego cierpienia, a Pan Bóg – chociaż nie wątpimy w Jego istnienie – to jesteśmy przekonani, że jest wszędzie, tylko nie przy nas. Sęk w tym, by potrafić nad takimi uczuciami przejść i z dystansu zaobserwować, jak wygląda rzeczywistość. Do tego jednak potrzeba czasu.
A żyjemy w świecie, który z lubością hałasuje i prowadzi nieustający konkurs błyszczenia i popisów. W kakofonii ciągłych newsów, niezrealizowanych pragnień i planów łatwo poddajemy się dyktaturze Wiecznie Zapełnionych Kalendarzy i Totalnego Niedoczasu. Pod jej rządami zazwyczaj nie ma ani czasu na modlitwę, ani czasu na spokojne spotkanie z drugim człowiekiem, o spotkaniu z samym sobą już nawet nie wspominając. A bez POŚWIĘCENIA czasu, nie wyda on plonu – plonu pewności, że nasze życie ma sens i cel większy niż doraźna praca i budowanie gospodarstwa domowego z wybranym człowiekiem.
Od lat dialogowe weekendy małżeńskie są więc dla mnie okazją do spotkania nie tylko z Panem Bogiem i z Mężem, lecz także z samą sobą. Czas, który jest nam wtedy dany, pozwala wyrwać się z kieratu codzienności i z dystansu w pierwszej kolejności dostrzec, a następnie nazwać swoje uczucia, potrzeby i oczekiwania. Dopuszczenie własnego serca do głosu pomaga z kolei otworzyć się na głos Tego, który przenika i jak nikt inny zna nasze myśli i drogi (Ps 139). Stąd już tylko krok do uświadomienia sobie, że sam nigdy nie jestem samotny (1 Kor 3, 16).
W kokonie
Dialogowy Ruch bardzo dobitnie uświadamia mi, że również moje małżeństwo nie jest samotną wyspą. Otaczają nas ludzie, którym na małżeństwie zależy, którzy troszczą się, by świadczyć, że sakramentalna łaska dodaje mądrości, sił i umiejętności w budowaniu związku. Ludzie, dla których jesteśmy na tyle ważni, by poświęcić swój prywatny czas na rozmowy z nami, dawanie świadectwa, otaczanie modlitwą, a czasem wesprzeć nie tyle duchowym, co bardzo materialnym wsparciem (z gatunku: głodnych nakarmić). Spotkania poweekendowe, małe grupki, rekolekcje, wspólnotowe modlitwy, świadectwo życia poszczególnych par animatorskich – to wszystko tworzy szklarniowe wręcz warunki do dialogowania. A nie od dziś wiadomo, że dialog się sam z siebie nie zadzieje. Przecież nic, co wartościowe, nie przychodzi łatwo. Czasem świadectwo czyichś małżeńskich zmagań, jakieś trafne pytanie zasłyszane podczas spotkania, samo to, że ktoś przygotuje dla nas warunki do spokojnej rozmowy w cztery oczy – prowokuje i inspiruje, by poruszyć ze współmałżonkiem kwestie, o których nie rozmawia się na co dzień. Ustalanie, kto zrobi zakupy, a kto odbierze dzieci, owszem, łączy ludzi. Ale małżeńską więź bardziej umacnia rozmowa o uczuciach, potrzebach, smutkach i radościach, o tym, co intymne i wyjątkowe.
Głoście chwałę Boga wszędzie i na wszelkie sposoby
Spotkania Małżeńskie bardzo dobrze pokazują też, że nie ma małżeństw, których istnienie nie jest odblaskiem Boskiej Miłości i Kreatywności. Zbyt rzadko sobie to uświadamiamy, ale każdy z nas może służyć innym ludziom. I sposobów jest tyle, ile ludzi! Nie trzeba mieć talentu oratorskiego, by głosić chwałę Pana. Ci, którzy szukają Pana Boga w swoim życiu, znajdują Go, a On uzdalnia ich w niesłychanie twórczy sposób do dawania świadectwa Miłości i Jedności. Mnie np. zawsze bardzo raduje świadomość, że kiedy służymy innym ludziom na rekolekcjach, zawsze otacza nas wszystkich modlitwa w intencji tego czasu. I chociaż świadectwo głoszę ramię w ramię z Mężem, to towarzyszy mi pewność, że mam za sobą nieustanną kanonadę dobrych myśli tych, z którymi jestem w Ruchu. A nie zliczę już, ile razy wielbiłam Pana Boga donośnym “Alleluja!”, gdy ktoś ze wspólnoty zadzwonił, by zadeklarować, że wesprze nas w tym czasie opieką do dzieci, upieczonym ciastem czy podrzuconymi materiałami. Każda z tych par, która bierze różaniec w naszej intencji, skrupulatnie porządkuje pomoce rekolekcyjne, pości, byśmy byli bardziej otwarci na Ducha – jest dla mnie osobiście namacalnym świadkiem obecności i troski Pana Boga o każdego z nas.
Miłość bez granic
Jest jeszcze ten szerszy wymiar bycia częścią Ruchu Spotkań Małżeńskich – ten, który przypomina, że wzajemna troska o siebie nawzajem nie może mieć granic ani barier. Dialogowi animatorzy działają na rzecz jedności serc zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie, Rosji, Anglii, Szwecji i w innych krajach. Nie – kiedyś, nie – jutro. Teraz. I choć dzielą nas wojna (!), ogromne odległości, zupełnie różne kultury i tradycje, to Chrystusowe wezwanie – “Trwajcie w miłości mojej” (J 15,9) – łączy i inspiruje na dialogowym szlaku. To doświadczenie powszechności Kościoła to kolejny argument, którym możemy się bronić, gdy zły próbuje nam wmówić, że nasze życie nie ma znaczenia i nikt się nami nie interesuje. Wspólnotowe wsparcie jest jak barierki na autostradzie – pomagają nie wypaść z drogi w naszym życiowym pędzie.
Lek na samotność
Nie ma maseczek, które, ot tak, pstryk, skutecznie uchronią nas przed krzywdzącą opinią, pokusą porównania, bezcelową gonitwą myśli wokół własnego JA. Trójosobowy Bóg, który w sakramencie przychodzi, by nas umacniać we wspólnym zmierzaniu do Nieba, przypomina nam nieustannie, że Miłość zawsze kształtuje się w relacji. Te relacje, które otaczają nasze małżeństwo, niejednokrotnie stają się dla nas jasną wskazówką, czego Pan Bóg od nas chce. Trzeba tylko, lub aż, usłyszeć je i otworzyć na podszepty, które niekoniecznie muszą nam się podobać.
// Fot. Pixabay